Uszczuplona o dwa rządki "tabliczka" dała mi niesamowicie dużo frajdy podczas robienie zdjęć. Kostki mają kształt rombów (<3), można je układać w fikuśne kształty, zwierzątka, budowle.. Ja tyle inwencji twórczej oczywiście nie mam, więc ułożyłam coś takiego:
(piękne, prawda?)
Kosteczki są idealnie gładziutkie, nic się od nich nie ukruszyło. Co ciekawe (i dla mnie - naprawdę fajne), po przegryzieniu środek jest równie jednolity. Albo inaczej: sama czekolada jest jednolita, bowiem 'na jaw' wychodzą też pomarańczowe cząstki. Są.. białe (?) i wyglądają jak pleśń. Tym prędzej więc wzięłam kostkę do ust, zanim ta myśl na dobre wbiła mi się do głowy.
Jako, że jest to czekolada gorzka (na tym etapie nie patrzyłam jeszcze w skład), nie oczekiwałam, że będzie się z łatwością topić, więc długo i cierpliwie trzymałam ją na języku. Ale niczym kawałek plastiku, lub, co gorsza - czekoladowy lizak, Barettini absolutnie nie chciała się rozpuszczać.
W ruch poszły siekacze. Co na to czekolada?
W ruch poszły siekacze. Co na to czekolada?
Na początku - kwaśnawa, a zaraz potem przyjemnie (!) gorzkawo-kakaowa. Niestety, trwało to przysłowiową chwilę, bo potem smak tracił na mocy, odsłaniając jednocześnie makamenty. Po pierwsze - pomimo ciekawej, gorzkawej nuty, (w moim odczuciu - bardziej kawowej niż kakaowej), obecny obok kwasek nie był bynajmniej charakterystyczny dla wspaniałych ziaren kakaowca. To był ordynarny, kuchenny kwach; na szczęście niezbyt mocny, więc nie zdołał mnie obrzydzić. Poza tym, ta kawowość, (choć przyjemna) była mimo wszystko dość banalna. Ten smak był płaski, inaczej tego określić nie umiem.
I tak może sama czekolada byłaby całkiem całkiem, ale skryte w jej środku drobinki zupełnie mnie nie przekonały. Obiecano w nich pomarańczę, ja po wymuskaniu i rozgryzieniu paru poczułam tylko wcześniej wspomnianą kwaśność. Przy bezpośrednim kontakcie była ona także trochę cukierkowa, jak Zozole czy coś w tym stylu. A że tych okruszków było dość dużo, po zgryzieniu ostatniego kawałka w ustach został mi kwasek. Bliżej nieokreślony i chemiczny.
Porównując tą czekoladę do np. polewy z Mocno orzechowego wypada ona, mimo wszystko, o wiele smaczniej. Jest jednak dość nudna, a do tego ma za mało kakao, żeby nazywać się gorzką (49%). Taka do zjedzenia i zapomnienia.
Ocena: 6/10
Ocena: 6/10
Cena: who knows
No wiesz,że ja nawet nie wiedziałam o istnieniu tej czekolady a to pospolita marka.
OdpowiedzUsuńSerio? :o Ja widuję ją wszędzie, jeszcze w smakach straciatella i z herbatnikami.
UsuńJa również nie wiedziałam o jej istnieniu, ale nawet gdybym znalazła ją otwartą w domu - nie spróbowałabym :D
OdpowiedzUsuńOj czuję mocną awersję do Wawela.. Silniejszą niż moja :0 xD
UsuńWawel jak wawel, da się przeżyć i ostatnio jadłam nawet niezłą czekoladę tej firmy, więc to nie to. Bardziej chodzi mi o połączenie ciemna czekolada - pomarańcza :D
UsuńFuuuj, czekolada i pomarańcza? Dla mnie odpada :P
OdpowiedzUsuńTeż za nim nie przepadam, chociaż taki Lindt potrafi mnie zadowolić, Wawel niekoniecznie ;D
UsuńNawet nie wiedziałyśmy, że Wawel ma takie czekolady :P
OdpowiedzUsuńZresztą Wawel omijamy szerokim łukiem a jak jeszcze do tego jest pomarańcza to już w ogóle nie tykamy :P
To moją uwagę przyciągały od daawna.
UsuńAle tylko uwagę, pieniędzy nie dostaną xD
Dlatego lepiej sobie samemy zakandycować skórkę pomarańczy i oblać ją domową gorzką czekolada, albo zrobić pralinki z kandyzowaną pomarańczą. zresztą, czemu ja tego jeszcze nie zrobiłam?! Pralinek w sensie! bo skórki pomarańczowe to w tym roku już zjadłam chyba z kg :)
OdpowiedzUsuńBrr skórka pomarańczowa kojarzy mi się głównie z sernikiem, a tam nie akceptuję żadnych bakalii..
UsuńTwoje propozycje brzmią o niebo lepiej :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPołączenie smakowe idealne, ale projekt czekolady (kostki) i firma (za wawelskie gorzkie już podziękuję) odpadają. Widziałam je dawno temu, wrzucałam nawet na Insta jako nowość, ale dziwnym trafem nikt się nie rzucił z pytaniami, gdzie kupić :D Chyba ludzie wyczuwają, że warto zachować dystans. Ja zachowam na pewno.
OdpowiedzUsuńJa też absolutnie nie zamierzam kupić, choć nie powiem.. Chciałabym znaleźć w kuchennym kredensie wersję Stracciatella.. :D
UsuńMilion razy NIE. Za markę, za skład, za wykonanie... ;)
OdpowiedzUsuńTo może jedno TAK za wygląd? :D
Usuńnie, nie nie, nie znoszę goryczki skóry pomarańczy w produktach. To okropieństwo ile produktów przez to psują, bo przecież pomarańcz to taki sympatyczny dodatek :)
OdpowiedzUsuńCo do poprzedniego postu, naprawdę współczuję Ci kolegów w Klasie, ale dzięki temu ty na ich tle błyszczysz :) A i chciałabym urodzić się w grudniu, jeden z moich ulubionych miesiący :D
Tu tej zwyczajowej goryczki nie ma, choć czy kwach lepszy to ja nie wiem xD
OdpowiedzUsuńBłyszczę ale nie czuję żadnego wyzwania, a każdy z nas ma w sobie cząstkę masochisty;))
ojoj... czyżbyś odkryła swoją mroczną naturę xD
Usuń