czwartek, 16 czerwca 2016

Lindt, Creation: Dark Sumptous Orange

Zosia-tłumacz-na co dzień szalony anglista, a ma problem ze słowem sumptous. Nigdy nie słyszałam, nigdy nie widziałam, trudno mi było je przepisać. Co na to Google tłumacz? "wystawny, wspaniały, okazały, bogaty, przepyszny, luksusowy, lukullusowy.. wait, what? Polski język równie trudny? Naprawdę współczuję cudzoziemcom, którzy mają aspirację się go uczyć. Ale wracając do czekolady: to prawdopodobnie najmniej pożądana przeze mnie tabliczka Lindt'a ever. Jeszcze Creation z nadzieniem pomarańczowym - ok, ale ta? Grube kostki (wrrr) kojarzące mi się z okropnym Creme Brulee, wypełnionione nadzieniem z paroma różnymi tłuszczami i źródłami cukru, aromatami, koncentratem soku cytrynowego (?) i benezenesonanem sodu... Więc dlaczego? Ano dlatego, że jak człowiek widzi trzy takie tabliczki w podartym kartonie w koszu z różnościami w Biedrze, to naprawdę ciężko mu się oprzeć. Znaczy nie kupiłam wszystkich trzech, wzięłam jedną, a razem z nią jeszcze dwie biedronkowe czekolady. I przeszczęśliwa wyszłam, lżejsza o dyszkę. Czas pokaże, czy się opłacało.

Chyba jedyna rzecz która wyszła na dobre serii Creation po zmianach związanych m.in ze zmianą gramatury i rozkładzie składników, to nowe opakowania. W tym rozmiarze i grubości bardzo mi się podobają, może dlatego patrzyłam na całą serię przychylnym okiem (*kiedyśtam). Wyjątkiem nie jest Sumpte-ble Orange, szczególnie te trufle czające się za pomarańczką mi się podobają. Z drugiej strony 'przekrój' kostki nie wygląda ani odrobinę zachęcająco, pomarańczowe cząstki wyglądają po prostu jak robaki. W dodatku sugeruje on, że nadzienia jest w tabliczce od groma, a trochę obawiałam się jego jakości po przestudiowaniu składu i wspomnieniu obrzydliwego CB.


Jako że do czekolady dodano olejek pomarańczowy, pachnie ona podobnie do Weichnachts Orangen-Truffeln, tyle że bardziej ordynarnie-pomarańczowo i bez jakichkolwiek przypraw. Jej warstwa jest nieco nierówna w całej tabliczce, czego na zdjęciach już nie uchwyciłam, ale ogólnie sprawa przedstawia się następująco: gruba czekoladowa podstawa, podobnej grubości warstwa nadzienia i cienka warstwa polewy z wierzchu.
Tabliczka jest dość ciemna, co teoretycznie nie powinno mnie zaskoczyć, ale podświadomie byłam przygotowana na mleczną bryłę także..


Najpierw sama czekolada: dla mnie przeszła ona aromatem pomarańczy. Poza tym, o dziwo, nie jest zbyt słodka! Mam wrażenie  Jestem pewna, że mniej od Lindt'a Excellence. Podobnie jest z kakao - chociaż szwajcarskie deserówki nie można nazwać siekierami, to zawsze posmaczek swój miały i czasami w zupełności mi on wystarczał. Tu brakuje mi konkretniejszego kakao, w jego miejsce jest jakby użyte więcej kakaowego tłuszczu (tudzież innego). Nie przekłada się to jednak na rozpuszczalność czekolady, bo topi się dość powoli, a zachowuje trochę gliniasto. Oczekiwałam po niej czegoś więcej.


Nadzienie jest tłustsze, trochę jest kremowe, przyznaję. Jest go mniej więcej tyle co czekolady, na szczęście. W smaku, podobnie jak czekolada, nie ma mocnego motywu przewodniego: myślę, że bardziej czuć w nim kakao jak z tłusto-mlecznego napoju kakaowego (oczywiście nie z Puchatka, a wersji deluxe, bo niesłodzonego prawdopodobnie odtłuszczonego).

Cząstki pomarańczy mają dość wkurzającą konsystencję, bo jak twarde kawałki żelek. Są malutkie, więc nie przeszkadza to tak bardzo, ale mnie byle farfocel może wejść między zęby więc rozumiecie. Galaretkowy posmak pomarańczy. Ich smak określiłabym jako.. niegroźnie galaretkowy, bo daleko im do świeżości i naturalności malin z Cemoi, ale jednocześnie nie biją tanizną i są całkiem przyjemne. Fakt, czy ktoś taki dodatek w czekoladzie lubi, to już inna sprawa - ja do fanów pomarańczy w tabliczkach się nie zaliczam (jak zapewne większość populacji*), więc musiałyby mieć w sobie coś wyjątkowego, żeby mnie powaliły. Niestety Lindt na żadne szaleństwo się nie pokusił, chyba że chcecie nim nazwać olejek pomarańczowy, który jednak nie jest bardzo wyczuwalny, głównie w zapachu.
*w blogosferze :P Jeśli jest inaczej uświadomcie mnie.

Czas na podsumowanie: myślę, że Sumptous Orange (ha, udało się) nie zapamiętam na dłużej niż parę dni. Prawdopodobnie już za tydzień nie będę pamiętać, że taką tabliczką jadłam. Poprawna, może nie do bólu, ale jak dla mnie po prostu nudna. W tej cenie ok, bo jakości nie mogę chyba nic zarzucić. Gdyby czekolada była bardziej wyrazista, dałabym punkt więcej.
Ocena: 6.5/10
Cena: 5,56zł (promocja)

Taki mały szczegół: czy wolicie zdjęcia składu na początku czy na końcu wpisu? Nie wiem, ile ludzi je czyta, ale ja zawsze zerkam więc chcę wiedzieć ;)

26 komentarzy:

  1. No Lindt ostatno nie błyszczy, ale niecałe 6 zł to jednak okazja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nowinkami kompletnie nie jestem na bieżąco, ale w takiej sytuacji ciężko się oprzeć :) Masz może jakąś tabliczkę Lindta którą lubisz mimo jakości? :D

      Usuń
    2. Już nie, jakoś zupełnie przestały mnie pociagać :/

      Usuń
  2. Znów trafiłaś na niezłą okazję :P Za taką cenę to może i my na pomarańczę byśmy się skusiły... no dobra może nie :P
    A tak w ogóle to byłyśmy w Almie po raz pierwszy i szczerze to szału tam nie było ale wyszłyśmy bogatsze o tabliczkę Dolfin hot masala :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli chodzi o ten skład to nam naprawdę jest to obojętne czy na początku czy na końcu :P

      Usuń
    2. Cena - pomarańcza, cena - pomarańcza..xD
      Barrdzo dobry zakup ^·^

      Usuń
  3. Ja kupiłam ostatnio tabliczkę "Divine Hazelnut" i była smaczna, ale lekko mdława. Niewyraźna jakaś, mało intensywna. Spodziewałam się czegoś pokroju Fererro, ale niestety. Chociaż wolę gorzkie czekolady, to może teraz tej spróbuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jest podobna do 150-cio gramowej Hazelnut de Luxe, to podpisuje się pod tym co mówisz, była w porządku ale właśnie bardzo niewyrazna. Ta też mnie nie powaliła, ale jeśli wolisz ciemne czekolady to powinna bardziej ci smakować :)

      Usuń
  4. Ja zaliczam się do większości populacji i czekolad z pomarańczą nie lubię, więc nawet w promocji bym nie kupiła i wiem, że dobrze bym zrobiła :P Na szczęście jest wiele innych lindtów :)
    A ze zdjęciami mi jest całkowicie obojętne, ale tak myślę, że lepiej na koniec, bo po przeczytaniu recenzji mniej więcej się wie, czy warto w ten skład się w ogóle wgłębiać...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na szczęście są inne, tylko czemu nie bywają w tak fajnych przecenach :D -50gr/1z na Excellence to nie okazja xd
      Oki, dzięki;)

      Usuń
  5. Ja tez zaliczam sie do wieksozsci populacji i nje pasuje mi pomaramcza w czekoladzie XD
    A zdjecie skladu chyba zawsze lepiej na koncu,nie?W podsumowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo nas, antyfanow pomarańczy xd
      Chyba faktycznie na końcu, dzięks ;)

      Usuń
  6. Powiem tak, przed promocją na pewno bym się skusiła, bo pomarańcza z czekolada mi się znudziła. Z tego powodu może i w cenie promocyjne bym się nie skusiła. Po prostu patrzę na ta tabliczkę i mam ochotę ziewać. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też poczułam lekkie pieczenie oczu i odruchowo zakryłam usta, ale mimo wszystko wzięłam :D

      Usuń
  7. Rzeczywiście zmiana wyszła im na dobre ze względu na szatę graficzną, ale i tak nie kupię jej nigdy. Creations mnie zawodzą, szkoda kasy i czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nawet po Twoich porażkach nie potrafię się nauczyć :P Ale masz rację, szkoda czasu. (Choć męczy mnie wrażenie, że wybrałam trzy najgorsze smaki xD)

      Usuń
  8. Więc tak...nie lubie pomarańczy w słodyczach cholernie, ale jak zobaczyłam je na promocji w Biedrze to miałam chwile, że prawie wylądowała w moim koszyku :D Dobrze, że jednak nie wzięłam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja lubię połączenie czekolady z pomarańczą więc jak spotkam tą wersje Lindt to kupuję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja się skusiłam na dwie, w tym wspominaną przez Ciebie Creme Brulee, pamiętam recenzję, ale liczę, że posmakuje mi lepiej, może Twoja była jakaś trefna? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobór smaku do osoby trefny xD
      Ej stara, gdzie jesteś? Still waiting for ya 😂

      Usuń
  11. Przepraszam, że wyjdę na gramatycznego nazistę, ale 'sumptUous', nie 'sumptous' ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mi bardziej podobał się stary wygląd, a gramatura... W sumie 150 g to mi tak w sam raz na dwa razy, a 100 g w przypadku słodkiego Lindt'a przy moim obecnym guście to tak ni jak.

    Po ciemnej Creation z dżemem pomarańczowym i mousse'em po tę na pewno bym nie sięgnęła. Pomarańcza Lindt'owi wychodzi bardzo kiepsko.

    PS Wiesz, jak ktoś czyta skład, to chyba i tak bez różnicy, czy jest na końcu czy na początku, a jak ktoś nie czyta... to i tak sobie przewinie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym dżem i mousse :c Chociaż pomarańcza to pomarańcza xd

      Usuń