Ostatnia z (nie)świętej, biedronkowej trójcy, najwytrawniejsza bo aż 70-cio procentowa - przed państwem czekolada, którą bez wyrzutów sumienia można szamać wieczorem do filmu/serialu/lustra, gdy jesteś samotny i nie masz z kim podzielić się radością.
W życiu próbowałam dosłownie paru gorzkich czekolad, ale uważam że jakieś rozeznanie w nich mam, tzn. wiem mniej więcej jakiego smaku od nich oczekuję. Byłam serio ciekawa, czy Luximo wpadnie w moje gusta, czy raczej mnie zawiedzie, bo po degustacji mlecznej i deserowej tabliczki nie nastawiałam się na zbytnio powalające doznania.
Wygląd 'kosteczki' nie różni się niczym od tej w wersji deserowej, ciemnobrązową taflę czekolady znów zdobią miniaturowe ziarna kakaowca. Zapach jest delikatny, żeby nie powiedzieć - słaby. Oczywiście, jak się mocniej zaciągnąć, to czuć w oddali stepujące kakao, stukające obcasami, chcące wydostać się na wolność. Oto ja, spragniona przyjemności czekoladocholiczka, przychodzę mu z pomocą. Wyciągam pomocną dłoń, którą łamię kostkę na jeszcze mniejsze kawałki; czując pod palcami trzask, cieszę się i martwię jednocześnie. Co ten dźwięk oznacza? W moim mniemaniu: 1) duuużo kakao, 2) suchość czekolady i jej opory przed rozpuszczaniem się. Co do punktu drugiego oczywiście mam rację, Luxima dzielnie walczy z potokami napływającej śliny. To dla mnie główny mankament gorzkich czekolad, i chociaż zdołałam się do niego trochę przyzwyczaić, to jednak ten przypadek jest wybitnie irytujący. Kurcze, tyle tłuszczu w składzie, czemu nie mogłaby być choć odrobinę gładsza?! Zamiast tego kruszy się na milion kawałeczków i dopiero w tej postaci zaczyna się trochę topić.
W przeciwieństwie do numeru 2, z jedynką, tzn. dużą ilością kakao, trochę (bardzo) się przeliczyłam. Trzeba się go naszukać trochę dłużej, niż by wypadało w tabliczce o takiej zawartości. Dziwne jest to, że najbardziej je czuć już po zjedzeniu kostki - zostawia na języku taki posmak, który kojarzy mi się z czekoladą pitą zazwyczaj w schroniskach. Czyli może po prostu z kakaowym, mlecznym napojem bez cukru? Jest to przyjemne uczucie, mimo to czułam też lekką kwaśność, której w gorzkich tabliczkach nie lubię.
No i tyle, podsumowując tą Luximę prosto i konkretnie jest to całkiem smaczna gorzka czekolada o wkurzającej strukturze i mało intensywnym smaku kakao. Tak jak się spodziewałam - nie porwała mnie i nie wrócę do niej na pewno, ale pomimo wszystko rozstajemy się w zgodzie ;)
Ocena: 7/10Cena: po raz trzeci i ostatni - prezent ;)
Na tą może bym się skusiła ;) Lubię gorzką czekoladę.
OdpowiedzUsuńA masz może swoją ulubioną? Spróbowałabym jakiejś dobrej ;>
UsuńLindt'a <3
UsuńJak jak Natalie, też mogłabym się skusić, choć z gorzkich wolałabym coś innego niż LuximO - bo na końcu jest "o", nie "a" ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie wiedziałam czy 'o' czy 'a', po wpisaniu w internety pierwsza wyskoczyła mi Luxima, więc tak napisałam.. Tyle niepewności :P
UsuńSądzimy, że po naszej miłości do czekolad Raush żadne inne marketowe już nam smakować nie będą. W każdym bądź razie skład nas aż tak nie zachęca do jej spróbowania :) Ale tak jak już pisałyśmy, jako prezent jest mile widziana :)
OdpowiedzUsuńO filmie nie słyszałam, ale skoro polecasz to zobaczę zwiastun ;)
OdpowiedzUsuńTeż czekolady raczej nie kupię, aczkolwiek jeśli (tak jak ty) bym ją dostała to pewnie i tak powędrowałaby do mamy :D . Z gorzkich lubię Wedel 70% i Lindt (szczególnie 85% <3)
85% Lindt? O matko, to musi być mocne :D Raczej gorzka czy kwaśna?
UsuńEveresta raczej nie obejrzę :) Ooo jadłam tylko kawową, wspominałam Ci nie dawno. Ale czy taka by mi posmakowała... kto wie :D
OdpowiedzUsuń