Zabierając się za lody z lidlowskiego hiszpańskiego tygodnia, postanowiłam wygooglować wreszcie czym właściwie jest dulce de leche; gdy zobaczyłam w wyszukiwarce najzwyklejszy kajmak, zbaraniałam odrobinę. Byłam pewna, że to coś wykwintnego, jakiś krem z dodatkiem palonego karmelu i innymi ekstrawagancjami. Jestem chyba idealną ofiarą dla marketingowców, bo nieznane, egzotyczne nazwy działają na mnie jak magnes. Podobnie jak smaki typu pizza w chipsach (to kiedyś, już ich nie jem) czy ciasteczka jako dodatek do czekolad. No i weź tu rozsądnie rób zakupy.
Otwierając lody byłam po średnio sytym obiedzie (czyt.: nie nażarłam się tak jak zwykle :)) i miałam w planach zjedzenie połowy pudełka. Usadowiwszy swój szlachetny tyłek na kanapie, chwyciłam łyżeczkę i już miałam wbijać się w lodową masę, gdy poczułam powalający, karmelowy zapach. Serio, był prześliczny, trochę kojarzył mi się z domowymi, maślanymi ciasteczkami.. Niedowierzając własnemu zmysłowi węchu (nie spodziewałam się aż takiego aromatu), czym prędzej napełniłam łyżeczkę, licząc, że smak okaże się równie cudowny.
Jak widzicie lody są przeplecione tu z sosem, który jest umiejscowiony głównie po boku - dopiero niżej, mniej więcej po połowie pudełka, jest wsadzony również w środek. Zacznę od bazy, czyli, w tym przypadku, wspaniałej, kremowej masy. Lody są mega aksamitne, gładkie i tłustawe w sposób wyraźnie śmietankowy. Ich smak to boski, maślany karmel, nie pospolite cukrowe toffi, a głęboki karmel właśnie. Są słodkie, to oczywiste, ale nie w pospolity sposób, tylko jakiś taki.. szlachetny? Wyszukany? Nie, to po prostu karmelowa słodycz, czyli słodycz uzasadniona i, muszę podkreślić, nie za duża, a idealnie wyważona. (Grycan, ucz się!) Lody szybko nie zasładzają i z tego powodu możnaby (teoretycznie) jeść je i jeść. Jest to jednak niemożliwe, ponieważ są niesamowicie syte - zjadłam je w połowie, bo tak sobie wcześniej założyłam i, szczerze mówiąc, nie chciało mi się ich odnosić do zamrażarki. Za to potem czułam się tak pełna, że gdyby ktoś miał mnie w tamtym momencie narysować, to wystarczy, że nakreśliłby wielkie kółko i do tego dodał cztery patykowate kończyny i mój głupi łeb z błogim uśmiechem na twarzy.
Już tutaj mogłabym skończyć wychwalanie i po prostu lody polecić, a to przecież nie koniec, poza nimi był jeszcze drugi, równie ważny element - sos. Nie chcąc się powtarzać, powiedziałabym, że podczas produkcji wyciśnięto z którejś partii lodów cały aromat, po czym go skoncentrowano i zagęszczono. Dokładnie taki był smak tego sosu: jeszcze silniejszy i głębszy, czuć w nim było lekką, paloną nutę, ale raczej bez udziału goryczki. Gęsty, ciągnący, oczywiście słodszy niż lody, więc ilość, w jakiej występował, uważam za wystarczającą. Był pyszny, zakochałam się totalnie, a jak wiadomo, miłość zaślepia, więc tym bardziej mam wytłumaczenie, czemu pochłonęłam to pudełko, zamiast dłużej się nim delektować.
Bierzcie i jedzcie je wszyscy. Amen.
Ocena: 10/10
Cena: 7,99zł, Lidl.
Polecam: Jeśli ktoś jeszcze nie zakupił, niech pędzi do Lidla, może coś zostało w zamrażarkach. Ja bym tak zrobiła, gdyby nie stan ciąży spożywczej w jakiej aktualnie się znajduję :P
Nawet nie wiedziałam, że takie lody są podczas tygodnia hiszpańskiego w lidlu. Muszę uważniej (i częściej) czytać ich gazetki internetowe, bo te lody wyglądają... ah! Bombowo! :)
OdpowiedzUsuńPolecam codzienne przeglądanie gazetek w aplikacji, np. Blix (jak ja to robię) - nic cię nie ominie :D
UsuńHej! Jeśli same gazetki przestaną Wam wystarczać, to zapraszam do pobrania aplikacji Qpony - nie tylko gazetki, ale też zniżki do sklepów w galeriach handlowych, restauracji i wielu innych miejsc. Pozdrawiam! :)
UsuńGdyby nie ilość lodów, jaka zalega mi w zamrażarce, też bym brała. Póki co mam jednak tyyyyyyyyyyyyyyyyle deserów z hiszpańsko-portugalskiego tygodnia (nie zapominaj o Portugalii, bo wypowie nam wojnę!), że będę je opisywała do końca roku :D
OdpowiedzUsuńSzlag racja, hiszpańsko-portugalski, oddaje honor! :0
UsuńJa się z trudem powstrzymałam, żeby nie wziąć wszystkich możliwych deserków.. No nie, żałuje teraz, jade do Lidla może jeszcze tam są xD
No nie, szkoda, że ich nie kupiłam! A miałam te lody w rękach :(
OdpowiedzUsuń:c Może jeszcze się ostały.. :D
UsuńLeżą w lodówce i czekają na pożarcie :)
OdpowiedzUsuń<3
UsuńMuszę je mieć idę do Lidla a i ciążę spożywczą sama obecnie mam:)
OdpowiedzUsuńLeć leć, podeprę cię, a ty podeprzesz mnie :D
UsuńU mnie jeszcze sporo tych lodów zostało:) . Jak zjem to napiszę czy mi smakowało ja jeszcze dziś widziałam jeszcze jeden smak:)
UsuńAle narobiłaś mi ochoty ;)
OdpowiedzUsuń:) U mnie też jest ciąża spożywcza, nie jesteś jedyny
OdpowiedzUsuńŁe jaka szkoda, że w wakacje do Lidla nam nie po drodze, bo na 100% na te lody byśmy się skusiły. Jadłyśmy lody dulce de leche ale Haagen Dazs i były mega :D
OdpowiedzUsuńJa kupiła swoje na promocji - chyba a 6zł (resztki sklepowe). Nadal leża i czekają na swoją kolej w zamrażarce, ale chyba przyśpieszę tempa... ;)
OdpowiedzUsuńJa zjadłam pudełko lodów leche merenge firmy Sol Mar i mam bardzo podobne odczucia, niebo w gębie, finezja i rozkosz gwarantowana!
OdpowiedzUsuń