Nie wiem na ile te zajęcia mi pomogły, ale mam nadzieję, że pewne blokady przełamałam. Czyżby Zofia miała przestać bać się ludzi? Możliwe, w końcu każdy mógł trafić ze mną na te zajęcia!
Przechodząc już do części właściwej posta: z założenia (które postawiłam sobie po pewnym czasie) na blogu miałam recenzować tylko czekolady. W końcu to moja największa słodyczowa miłość. Ale powzięłam to sobie na jesieni, kiedy posiadane tabliczki nie zmieniały się w miękkie papy czy plastelinowe bloki. Serio, trochę czekolady teraz jem, ale z w.w powodów raczej mnie od nich odrzuca. A jako że pisać chcę, bo to uwielbiam, postanowiłam, że skoro już nawet Wedel Creme Brulee miał szansę tutaj zabłysnąć, to czemu by nie pójść o krok dalej i wrzucić najgorszy jak dotąd dla mnie sort słodyczy, czyli wafle i herbatniki? Przez przerwanie rutyny i jedzenie na mieście przez ten tydzień, moje smaki kompletnie zwariowały. I jak całe życie utrzymywałam, że wafelków nie lubię, tak teraz wsunęłam już chyba z sześć. Najciekawszymi propozycjami, niejedzonymi w biegu, okazały się nieznane mi wcześniej Lusette - dzięki Olga! Myślę, że opiszę wszystkie trzy, gdyż 'mam' je w osiedlowym sklepiku.
(Ucięło polski skład i wspaniałą nazwę Lusette: kruchy wafelek kakaowy przekładany kremem nugatowym w polewie kakaowej)
Jako pierwszej próbowałam wersji czekoladowej, jednak dopiero nugatowa została uwieczniona na zdjęciach. Jak już wspominałam nie raz - nugatu nie lubię, nie jara mnie ani trochę, orzechy laskowe nie są moją miłością, a Nutella mogłaby dla mnie nie istnieć.Sięgając po batona wypełnionego nugatowym nadzieniem miałam nadzieję odebrać go lepiej niż np. wypełnioną nugatem czekoladę: polegałam na grze kontrastów, tzn. na połączeniu suchego, być może słonego wafelka z cienką warstwą kremu.
Zapach nie zapowiadał nic dobrego, bowiem był bliźniaczo podobny do wedlowskiego Pierrota: margarynowy i sztucznie orzechowo-jakiś. Sztuczność to nieodłączna cecha opisu batoników Lusette, jednak tutaj było naprawdę źle.
Z wcześniejszym sztukami postępowałam jak
Cieniutki i kruchutki wafelek odznaczał się nutą słoności, która nawet w obliczu otaczającej słodyczy nie zginęła całkowicie. Na 'deser' został krem - serce wafla, bijące chaotycznie i, wydawałoby się, zbyt szybko. Jest po kolei: słodki, proszkowy, tłusty, dziwnie plastyczny, pseudo-orzechowy i lekko kwaskowy (??), a do tego wszystkiego uzależniając. Nie bez powodu nazwałam go sercem - wyobraźmy sobie, że ze stresu nawala nam ono jak seria z karabinu. Mamy za chwilę skoczyć ze spadochronem i boimy się, wszystko nas trzęsie w środku, ale czerpiemy z tego dziwną przyjemność. Przyjemne skręcanie flaków. Tak samo jest z jedzeniem tego batona. Może te wszystkie syfy w składzie zsyntezowały się w substancję uzależniającą? Jeszcze nie jestem chemikiem więc tego nie wiem, ale oddam honor Lusette, to naprawdę dobry baton. Tylko wybierając go należy się nastawić na przyjemność o nazwie: tak złe, że aż dobre. (zupełnie jak patykowy Oreo)
Ocena: 8+/10
Cena: 1,50zł/50g
Może w końcu i ja go spróbuję - wydaje się być smaczny, ale jakoś tak nigdy o nim nie pamiętam będąc w sklepie. A Tobie życzę udanych wakacji ;)
OdpowiedzUsuńSpróbuj, chociaż nie jest to naturalna kuchnia :DD
UsuńDziękuję :)
Wspaniałych wakacji :) Ja tam się cieszę, że się schłodziło i że popadało.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Trooszkę chłodku nie zaszkodzi ale bez przesady :D
UsuńNie pałam wielką miłością do wafli, ale zaczynam się zastanawiać, czy może lusette zakupić :)
OdpowiedzUsuńWg. mnie warto, to nie Zotter na szczęście :D
UsuńJadłam go i również na 8 oceniam ;) Dobra rzecz!
OdpowiedzUsuńZgadzamy się tak bardzo? Nie wierzę xD
UsuńTylko nie teatr i zajęcia z ludźmi... nigdy takich rzeczy nie cierpiałam, a gier zespołowych unikałam. :P Dobrze jednak, że cokolwiek z tego wyciągnęłaś.
OdpowiedzUsuńZa mną też czasem chodzi coś innego niż czekolada, ale na opis tego wafelka aż zamarłam ze strachu. Otóż zobaczyłam zdjęcia i pomyślałam, że "o, pewnie suchy i słonawy, może by miał u mnie jakieś szanse", a potem przeczytałam o margarynowo sztucznym zapachu, słodka proszkowość i reszta epitetów o kremie... o nie, muszę uciekać, gdzie dobre czekolady leżą. :P
Tak czuję że dużego poparcia w związku z tą decyzją nie dostanę..:D Takie charaktery już w tej blogosferze, co zrobić. Ja teraz też wiem że to nie dla mnie, ale może przynajmniej każde wystąpienie publiczne nie będzie się równać całkowitemu paraliżowi :P
UsuńEj według mnie mogłabyś spróbować, opisałam go tak a nie inaczej ale pamiętaj o czynniku uzależniającym :D
Czynnik uzależniający w słodyczach nigdy na mnie specjalnie nie działał, a wciągające nuty w czekoladach to jednak co innego. Niby fortuny nie kosztuje, ale widząc skład niektórych rzeczy jestem prawie w 99 % pewna, że mi nie posmakują (chociaż żeby coś zjechać, to w sumie też spróbować najpierw trzeba :> ).
UsuńEj lody Oreo ci smakują, a naturalnością też nie grzeszą xD Ale rozumiem, tłuszcze na pierwszym miejscu w składzie trochę bolą :'>
UsuńNie jadłam batona,ale zachęciliś!Bo tak to bym nawet nie spojrzała na niego ;)
OdpowiedzUsuńTaki niepozorny człe.. baton :D
UsuńHah, czyli nie taki wafel straszny jak go malują. Również go jadłam i również mi smakował. Nie był WOW, ale był w porządku.
OdpowiedzUsuńImprowizowanie na scenie w otoczeniu grupy obcych ludzi to jeden z tych snów, po którym budzę się zlana potem i z wrzaskiem na ustach. Czytanie referatu na studiach przed grupą znajomych było koszmarem, a co dopiero takie coś.
Czekoladowy trochę bardziej wow :D Ale ogólnie fajna sprawa za te złoty pisiont.
UsuńCzułam się jak zwierze na wybiegu xd Nigdy więcej nie chcę tego powtarzać, ale może przynajmniej łatwiej będzie mi czytać te referaty :D
Lekko kwaskowy, bo podczas produkcji pan mieszacz dodał coś od siebie ]:-> Boga mogła zostawić, to moje drugie imię. Warsztaty teatralne z kolei to mój koszmar. Dwa razy (albo raz?) należałam do szkolnego teatrzyku i to był KOSZMAR. Zapomniałam roli ze stresu. Gra przed kamerą jest milion razy lepsza i wtedy czuję się jak... kaczka w wodzie :P
OdpowiedzUsuńSerio lepsza? Nie pomyślałabym :P Zwłaszcza że aparat bardzo mnie nie lubi i vice verca :>
UsuńZwykle kocham wszystko co nugatowe, ale to raczej w czekoladach. Do wafelków zdecydowanie preferuje nadzienia mleczne/śmietankowe.Ten jednak pewnie by mi strasznie smakował, jadłam właśnie mleczy wariant i się zachwycałam. :D
OdpowiedzUsuńOoo miło słyszeć, mam mleczny u siebie :DD
UsuńWielki szacunek, bo nigdy w życiu na takie warsztaty byśmy się nie zapisały xD Aż mamy dreszcze kiedy pomyślimy sobie o tym, że miałybyśmy grać rolę przed innymi ludźmi albo co gorsza jeszcze improwizować :P
OdpowiedzUsuńA te wafelki jadłyśmy parę lat temu kiedy dopiero na rynek wchodziły i kompletnie nam do gustu nie przypadły.
Dziękuję serdecznie. Trochę się czuję koksem, chociaż z perspektywy prowadzącego zajęcia zjechałam je po całości xD Taak, impro najgorsze.
UsuńKurczę szkoda :c Dla mnie to ta światła część przemysłu waflowego :D