Co po tym wszystkim zostało? Niecodzienna historia do opowiadania, to na pewno, ale też gorycz i uczucie porażki, gdyż nie było mi dane nawet spróbować wspiąć się na Rysy. Kolejny wakacyjny cel okazał się porażką i nie wiem czy Studentska, odpakowana już po kolacji w pensjonacie, będzie w stanie choć trochę mnie pocieszyć. :(
*Ogólnie rzecz ujmując nienawidzę deszczu, a bycie zaskoczonym przez grad w górach należy do moich największych koszmarów. Natura tak mnie kocha, że postanowiła dać mi i jedno i drugie, w dodatku w takim miejscu :')
Tych potoków wcześniej nie było..
..i nie, to nie śnieg.
Co do czekolady - tego smaku akurat nie kupiłam ja, a moja mama i jak wspominałam, chciwy lud zadecydował, żeby zjeść ją w domowych warunkach. Nie było co narzekać, złapałam tabliczkę do zdjęcia, po czym urwałam dwie kostki. Próbujemy!
Tutaj przyznam się, że biorąc dwie kostki trochę skopałam sprawę - natrafiłam w nich na orzeszki i galaretki, ale nie znalazłam rodzynek. Te pierwsze są.. hmm, orzechowe? Oczywiście pyszne, przyjemnie chrupią i nieźle współgrają z czekoladą, myślę, że są najmocniejszą stroną tej tabliczki. Dalej galaretki, słodkie ale z delikatnie kwaśną nutką - i więcej na ich temat nie powiem, bo specjalnie się nad nimi nie skupiałam (nie lubię galaretek). Poprosiłam także o opinię dot. rodzynek, i (bez specjalnego zaskoczenia) usłyszałam: no, rodzynki jak to rodzynki w czekoladzie, nie?
Ogólnie uważam, że nie jest to najlepszy wariant Studentskiej, bo pseudo-gorzka czekolada nie pasowała mi do dodatków, których i tak mogło by być więcej (taaa, pewnie po prostu na nie nie trafiłam :P). Także okoliczności jedzenia były średnie, więc powalającego wrażenia na mnie nie zrobiła. Ale nie zniechęcam się i z przyjemnością przetestuję dwa inne smaki, które czekają na mnie w szafce. Może te w końcu otworzę na szlaku?
Cena: ok. 2 euro
Ocena: 6,5/10 (trochę z powodu smutku po wycieczce :P)
Polecam: no właśnie nie wiem komu, wydaje mi się, że przygodę z tą czekoladą lepiej zacząć od chociażby mlecznej - chociaż to się dopiero okaże ;)
Ja nie lubię tych czekolad, ale będąc w Czechach mama skusiła się na 1 i nadal leży :P Niedługo napiszę recenzję, bo jeszcze nie otwierana. Nie lubię tych czekolad, mają sztuczny, plastikowy smak, małą ilość kakao i te wstrętne rodzynki i żelki! :<
OdpowiedzUsuńA takie zawody ''górskie'' miałam wiele razy :( Wiem jakie to paskudne uczcie!
Och Studentska - czyli masa wspomnień zamknięta w tabliczce. Kiedyś ją recenzowałam, a jakże!
OdpowiedzUsuńBardzo słodka jak na "Horką", ba przecukrzona lekko :) Do tego całe gro dodatków. Nie wiem co ma w sobie ale ta słodycz właśnie mi pasuje, nawet w połączeniu z jeszcze słodszymi dodatkami.. I orzeszkami fistaszkami :) Zazdroszczę Ci tych innych wariantów smakowych :)
Skąd ja znam podkradanie czekolady do zdjęć i zabieranie kilku (1-2) rządków, zanim reszta trafi do paszczy rodzinki ;) Studentską jadłam w dzieciństwie, ale prawdopodobnie tylko klasyczną w niebieskim wdzianku. Z tym okresem mi się właśnie kojarzy. I na dorosły, teraźniejszy test przyjdzie czas, ale póki co słodyczy aż za dużo, as always ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie lubię tej czekolady
OdpowiedzUsuńNawet pomimo tak niskiej zawartości kakao, nie można tej czekolady nazwać mleczną - nie posiada bowiem w składzie mleka. Jest to więc po prostu ciemna czekolada o niższej zawartości kakao. Mam wielki sentyment do Studentskich pomimo ich wad, na szlaku sprawdzają się świetnie.
OdpowiedzUsuńNic nie jest stracone, Rysy jeszcze mogą być Twoje :). Sama ich jeszcze nie zdobyłam, bo ciągle wywiewa mnie gdzie indziej. Góry jak to góry - potrafią płatać ogromne niespodzianki pod względem pogody. Mnie też ostatnio złapał grad, ale na szczęście niezbyt wielki i już przy schodzeniu do schroniska, po zdobyciu szczytu.