poniedziałek, 14 września 2015

Pilos, Amelia

Zakładając tego bloga zastanawiałam się, czy nie będzie to kolejne hobby "na chwilę", czyli takie które porzucę po tygodniu (jak grę na harmonijce) czy po miesiącu (bieganie). Zwykle w takich sytuacjach nie szukam dla siebie usprawiedliwienia, po prostu przyjmuję do wiadomości, że mam słomiany zapał  i powinnam nad tym pracować. Tym razem wyjątkowo daję sobie taryfę ulgową, bo przy takiej ilości wrażeń związanych z nowym środowiskiem nie mam głowy, by pisać coś ładnie i z sensem. A pomimo, że w tekstach, które tworzę, nie ma nic wybitnego, to i tak chce się do nich przykładać w 100%. Więc o ile z czyjegoś punktu widzenia ten post to kolejna recenzja  (recenzyjka?) dyskontowego serka, dla mnie to pełnoprawne i osobiste dzieło sztuki. Małe i mało ambitne, ale jednak dzieło.


Przejdźmy do części właściwej, ale najpierw małe wytłumaczenie: raz na kaczy rok zdarza się, że po obiedzie nie mam ochoty na czekoladę, a jeśli nie zjem czegoś słodkiego w ciągu dnia, to odbija się to chcicą na żarcie wieczorem. Potrafię wtedy pochłonąć dwa razy większą kolację niż zazwyczaj, a na koniec dopakować się słodyczami. Kij z kaloriami, już ich nie liczę, ale bolący brzuch i uczucie, że w żaden sposób nie wykorzystam dostarczonej sobie energii potrafią skutecznie zabić przyjemność z jedzenia. Kiedy jakiś czas temu zdarzył mi się taki anty-czekoladowy dzień, byłam na niego dobrze przygotowana: zaopatrzyłam się w Lidlu w serek homogenizowany o smaku waniliowym, czyli produkt z kategorii "już-całe-wieki-tego-nie-jadłam". Nie wiem, czy jest to podróbka Danio, czy może ten drugi jest jogurtem, a nie serkiem, jestem w tym temacie kompletnie zielona i taka też będzie moja opinia (niczym osoby, która raz na ruski rok je czekoladę i zwykle kupuje wtedy Wedla *ekhm graty mamo*).


W Amelii jaką pierwszą odnotowałam przyjemną konsystencję:  jest bardzo gęsta i zwarta, dokładnie taka, jak lubię. Tafla serka ma jasnożółty kolor, dodatkowo upstrzony czarnymi kropeczkami wanilii. Te drobinki są widoczne już na pierwszy rzut oka, chociaż ich faktyczna ilość jest powalająca: 0,02%. Odznaczają siAmeliię także w zapachu, który jest intensywny i waniliowy. Czy wspomagany sztucznymi aromatami - możliwe, ale za to bardzo smakowity.


Wyglądem i zapachem Pilos dużo naobiecywał i moje zdanie jest takie, że wywiązał się z tego na oko w 3/4*. Na plus chciałabym zaliczyć słodycz, która często jest w takich serkach przesadzona, a tu była naprawdę subtelna - powiem wam, że dla mnie Amelia mogłaby być nawet trochę słodsza. Wanilia? Hmm... Niby ją czuć, ale znów, w grę wchodzi określenie: delikatnie. Pewnie to lepiej niż mocny, (i) sztuczny aromat, jednak spodziewałam się czegoś intensywniejszego. Za to mniej więcej w połowie serka wychwyciłam nowy smaczek: mieszankę sera twarogowego z.. jajkiem?! Tak, to jest to, momentalnie nasunęło się skojarzenie z maminym sernikiem - chociaż ciasto mojej mamy jest bardziej waniliowe :P. Dodając do tego smaku wspaniałą konsystencję otrzymaliśmy bardzo smaczny, udający coś lepszego, niż mówi skład, kremowy deserek. Lidl, dobrze się spisałeś, jestem na tak!
Ocena: 8/10
Cena: 1zł z małym haczykiem
Jestem ciekawa co sądzą o Amelii starzy wyjadacze serków, z chęcią poczytam jeśli ktoś już jej recenzję wstawił ;)
*ach ten ścisły umysł :P


14 komentarzy:

  1. tez tak mam ale po sniadaniu musze zjesc cos slodkiego XD a jak nie zjem to wieczorem sobie to odbijam :3

    serka waniliowego tez dawno nie jadlam ale i tak kocham najbardziej ekołuktę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, akurat mam w lodówce wiśniowo-czekoladowy serek ekołukty, to będzie mój pierwszy raz z tą firmą.. Jadłaś ten smak? Polecasz? :D

      Usuń
  2. No, no, dobrze, że mam go w lodówce :D Dziś sobie wszamam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z kolei swoje teksty (nie wiem czy recenzje, ale opowiadania i większe prace na pewno) traktuję jak własne dzieci. Jak ktoś chce im coś zrobić, budzi się drapieżna kocica mogąca rozerwać na strzępy. Z innymi hobby mam za to tak jak Ty - biorę i się nudzę. Ale nie zwalam tego na karb słomianego zapału, tylko szukania tej jednej rzeczy. Tak samo jak z chłopakami albo słodyczami. Trzeba przetestować parę, żeby wiedzieć, że się trafiło najlepiej, jak już się na to trafi.

    Serek jak serek, kiedyś pewnie kupię. Nie przekonuje mnie kształt opakowania, więc z dyskontowych prędzej sięgnę po Tutti albo jakiś tescowy no-name.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do słodyczy to zgodzę się, że warto próbować i próbować, bo a nóż znajdzie się produkt, który pobije nasz dotychczasowy ideał? :P
      Co do chłopaków się nie wypowiem, bo nie mam w tej kwestii doświadczenia :D

      A Amelię kupiłam przez to, że polecił mi ją brat, akurat, kiedy trzymałam ją w ręce. Warto było - a już miałam odłożyć.. :P

      Usuń
  4. Musimy przyznać, że nigdy tego serka nie jadłyśmy choć nie raz w Lidlu na niego spoglądałyśmy :P Niby nas ciekawi ale ostatnio to nawet Danio nam nie smakuje ;) Jakby robili wersje jagodowe to na pewno byśmy kupiły od razu całą paletę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też spoglądałam na niego ze sto razy zanim go kupiłam :P W sumie wzięłam go głównie za sprawą rekomendacji brata :D

      Usuń
  5. Wiesz, że "amelia" znaczy po łacinie "brak rąk"? ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. :0 Skąd w takim razie taka nazwa xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tego co kojarzę, chyba autorka z zarcie-zarelko-jedzonko recenzowała i to nie jeden smak. Mi osobiście smakował :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo jak miło :D Tak właśnie jadłam go i nawet recenzowałam! Ba, bardzo mi smakował :)

      Usuń